Godząc dowcipem w ustrój
W czasach PRL poczucie humoru nie było mocną stroną władzy, a niewinny żart obywatela z przodowników pracy często prowadził wprost do… obozu pracy.
Uważa się, że śmiech jest korzystny dla zdrowia – dotlenia organizm, rozładowuje napięcie i wprawia w dobry nastrój. Trzeba jednak wiedzieć, z czego, a zwłaszcza z kogo się śmiać.
W minionej epoce pewne sprawy stanowiły tabu. Nie wolno było żartować z władzy i jej przedstawicieli, czyli również z przodowników. A w każdym razie publicznie – szacunek dla przodowników gwarantowała przecież konstytucja.
Dokumenty zgromadzone w Instytucie Pamięci Narodowej pokazują stosunek władz do osób, które o tym nie wiedziały. Wystarczyło kilka nieostrożnych słów pod adresem przodowników, aby poczuć siłę pięści socjalistycznej praworządności. W tamtym czasie żarty były traktowane jak sprawy polityczne, dlatego interesował się nimi Urząd Bezpieczeństwa, a sądzeniem oskarżonych niejednokrotnie zajmowały się sądy wojskowe. Czasami udało się ujść spod bata komunistycznych sędziów, czasami oskarżeni otrzymywali wyroki bezwzględnego pozbawienia wolności.
Cień Pstrowskiego
O złotej regule milczenia najwyraźniej zapomniał – a może nigdy jej nie znał – Jan Skowron. Był to chłop przyuczony do zawodu ślusarza i niewykluczone, że nie do końca zdawał sobie sprawę z reguł obowiązujących w komunistycznym państwie. W styczniu 1953 roku na terenie Północno-Łódzkich Zakładów Przemysłu Jedwabniczego pozwolił sobie zażartować ze słynnego przodownika pracy....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta