Jeśli prezes, to Hindus
Google, Microsoft, IBM, Deutsche Bank czy Chanel: lista największych międzynarodowych spółek, na których czele stoją menedżerowie z Indii, jest imponująca. I stale się wydłuża.
Satya Nadella to zagadka. Od kiedy dziewięć lat temu przejął stery Microsoftu, pomnożył wartość (kapitalizację) koncernu Billa Gatesa niemal ośmiokrotnie. Dziś to 2,3 bln dolarów, niewiele mniej niż dochód narodowy Włoch. Potentat, który dla wielu zdawał się mieć najlepsze lata już za sobą, znów się odbija.
Elastyczność i równowaga
Jak to się robi? W książce „Hit Refresh” pochodzący z indyjskiego miasta Hyderabad menedżer uchylił rąbka tajemnicy. W szczególności w Indiach, gdzie jedna osoba na tysiące wyrywa się z biedy i jedna na miliony dociera do biznesowej stratosfery, wielu chciałoby pójść w jego ślady. Nadella nauczył się przede wszystkim elastyczności. Przyjmowania wszystkiego bez zdziwienia, nietraktowania niczego jak wyzwania, któremu nie można sprostać. „Każdego dnia musisz wymyślić się na nowo. Raz ci się uda, innym razem nie. Ale liczy się średnia” – tłumaczy.
Wielu, także w Polsce, którzy mieli szefów z Indii, twierdzi, że to trudne doświadczenie. Pracuje się od świtu do nocy, nie pomijając weekendów, bo dla bossa kariera jest ważniejsza od życia prywatnego.
Ale z Nadellą ponoć tak akurat nie jest. Innym słowem kluczem, którym tłumaczy swój sukces, jest bowiem „równowaga”. Śpi więc zawsze osiem godzin, od 23 do 7 rano. Dzień zaczyna od 30 minut ćwiczeń, ale też medytacji, w której stara...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta