Wampir w czasach maseczek
Fani Roberta Eggersa są „Nosferatu” zachwyceni. Ja należę do miłośników operowej wersji losów hrabiego Draculi w optyce Francisa Forda Coppoli. Może dlatego oczekuję od wampira arystokraty uwodzącego magnetyzmu, a nie monstrualności?
Cieszy niezmiernie, że widać w „Nosferatu” wpływy horroru polskiego. Reżyser Robert Eggers zresztą mówił w „Newsweeku” o swojej fascynacji „Lokisem. Rękopisem profesora Wittembacha” Janusza Majewskiego (1970), „Wilczycą” Marka Piestraka (1983) i wczesnym kinem Andrzeja Żuławskiego. W finale „Nosferatu” doskonale widać wpływ „Opętania” (1983) tego ostatniego. To zresztą najbardziej intrygująca scena z całego filmu Eggersa, gdzie motyw archetypicznego dla chrześcijaństwa odkupienia przez ofiarę miesza się z pogańskim seksualnym rytuałem. Monstrum i kobieta. Piękna i bestia. Wszystko w czasach przed Freudem i Jungiem. Zacznijmy jednak od początku.
Murnau, Herzog, Coppola
Znamy dobrze tę mroczną gotycką baśń, którą w 1897 r. napisał Bram Stoker. To przecież najbardziej wpływowa, obok „Frankensteina” Mary Shelley, powieść grozy w Europie. Dracula w filmie Eggersa, twórcy „Lighthouse” i „Wikinga”, nazywa się tutaj hrabia Orlok (Bill Skarsgård), a Van Helsingiem jest prof. Albin Eberhart von Franz (Willem Dafoe). Wszystko przez to, że autor klasycznego filmu „Nosferatu – symfonia grozy” z 1922 r. Friedrich Murnau nie miał praw do książki...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)