Reguły kraju Węgorapy
Reguły kraju Węgorapy
W Warszawie zbankrutował. Rodzina się rozpadła. Został więc - by uciec jak najdalej od stolicy - strażnikiem rezerwatu. Mógłby go tylko pilnować. A powiększył go, powołał fundację, zmniejszył kłusownictwo. Lecz tutejszych reguł gry do dziś nie rozumie. I znów byt jego rodziny jest zagrożony - reportaż Iwony Trusewicz.
Ze swego uaza Jan Płoński patrzy na rezerwat, który tak znacznie powiększył. Nie chciał zostać "strażnikiem na rowerze"
Rankiem na łąkę przed domem wychodzą sarny i łosie. Żurawie pokrzykują od świtu. Do najbliższego sąsiada sześć kilometrów. Do sklepu i najbliższej szkoły dwanaście. Do ośrodka zdrowia trzeba jechać dwadzieścia jeden kilometrów. Dwieście metrów za domem zaczyna się Rosja.
- Przygnała mnie tutaj niechęć do cywilizacji, pośpiechu wielkiego miasta i pustoty żywota codziennego - opowiada Jan Płoński, który wraz z żoną Elizą, czterema synami, psem, kotem i stadem trzydziestu dwóch koników polskich żyje nad jeziorem Oświn w Zielonym Ostrowiu w Krainie Węgorapy. Brodacz z rękami zdartymi od obciosywania drewna, w nieodłącznej wełnianej czapce na głowie, choć jest warszawiakiem, przypomina kanadyjskich traperów.
Jezioro i otaczające je błota to od ponad pół wieku prawie tysiąchektarowy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta