Stoi jeden efem
Stoi jeden efemÉ
Éi śpiewa złote przeboje. Nie wiecznie zielone, nie z białego albumu, nie Czerwono-Czarnych. Ten efem kończył szkołę dla repetentów, której patronował Filuś od Kolinsów, jak niektórzy mówią o Philu Collinsie, mistrzu wiecznego, niekończącego się, trwającego do mdłości refrenu. Albo jakiejś powracającej zwrotki. Albo jakiejś najmniejszej nutki, byle przypominanej jeszcze i jeszcze.
A efem chwali się co niemiara: jaki to on wspaniały, nic nie gada, nie przeszkadza wiadomościami, nawet pogaduszek nie daje, do serca nie przytula, nic, nic i nic. Sama muzyka, w dodatku dowiadujemy się, kto tak pięknie gra. Co potwierdzają zaproszeni goście, którzy po prostu świata nie widzą bez tego jednego efema, dnia sobie wyobrazić nie potrafią, pewnie zostaliby w łóżku albo siedzieli w pracy z nosem na kwintę, gdyby nie złote przeboje. Z efemem jest po co żyć.
Przyznam, że inaczej to oceniam: Filuś proszący o...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta