Flamandzki luksus
Beata Tyszkiewicz: Flamandzki luksus
FOT. MACIEJ KOSYCARZ/KFP
- Największym sentymentem darzę mój pierwszy samochód - MG 1100. W latach, kiedy prawie nic nie mieliśmy, wydawał mi się prawdziwym luksusem. Kupiłam go po roli w belgijskim filmie "Człowiek z ogoloną głową", granym zresztą, co mnie kosztowało sporo zdrowia, po flamandzku. Był to niskobudżetowy debiut fabularny znanego dziś reżysera Andr? Delvaux. Za nowy samochód zapłaciłam w 1965 r. całą gażę: tysiąc dolarów. Cena dziś nie do pomyślenia. Wóz był uroczy, pakowny, choć jak na polskie drogi miał zbyt niskie zawieszenie - ledwo 12 cm prześwitu. Był wyposażony w nowoczesne wówczas, magnetyzowane kabelki, które mistrz samochodowej elektryki pościnał mi kiedyś po kawałku, szukając drucika w środku. Sprowadzałam później całe urządzenie od producenta. Po sześciu latach wóz poszedł w świat. Dowiedziałam się, acz po fakcie, że brat mej przyjaciółki, dziś świetny chirurg, zaliczył na nim kilka rajdów.
J.R.K.