Henry kiwał jak Maradona
Przed meczem wszystko przemawiało za Realem - forma w ostatnich meczach ligowych, powrót po kontuzji Raula, własny stadion. Arsenal, w którym ośmiu zawodników leczy kontuzje, jechał po to, żeby nie przegrać za wysoko. Trener Arsene Wenger najwięcej kłopotów miał z zestawieniem obrony, pozbawionej Laurena, Sola Campbella i Ashleya Cole'a. Z konieczności na lewej stronie zagrał pomocnik Mathieu Flamini. Okazało się, że ta przypadkowa formacja nie popełniła ani jednego błędu.
Już od pierwszych minut trwał mecz, jakiego nikt się nie spodziewał. Minęło 10 minut i Arsenal mógł prowadzić 3:0. Po dwóch podaniach Thierry Henry'ego sytuacji sam na sam z bramkarzem nie wykorzystali Jose Antonio Reyes i Fredrik Ljungberg. Henry doszedł do główki pięć metrów przed bramką Casillasa, ale strzelił obok słupka. Gwiazdorzy Realu od początku wyglądali na mocno zmęczonych. Trudno było znaleźć na boisku Davida Beckhama, Zinedine Zidane nie nadążał za akcjami, Ronaldo głównie stał, błędy popełniała obrona, w której...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta