Wyjechał z motoryzacyjnego dołka
Uśmiechnięty, na luzie, w niczym nie przypomina człowieka sprzed roku. Tylko siwe włosy, których wyraźnie przybyło, dowodzą, w jakim żył wtedy stresie. Wiedział, czego nie domyślali się nawet akcjonariusze General Motors, że straty koncernu w 2005 r. wyniosły aż 10,6 mld dol. Ale w tym roku Rick Wagoner może czuć się zwycięzcą. General Motors już ma zysk.
Za złe wyniki Wall Street ukarała go najsurowiej jak mogła: akcje GM staniały do historycznie niskiego poziomu i zostały uznane za giełdowe "śmieci". Wydawało się oczywiste, że akcjonariusze będą się domagali głowy prezesa. Ale oni uznali, że jeśli ktoś jest w stanie uratować General Motors, to jest nim Wagoner. Tylko jeden z akcjonariuszy (wiosną 2006 zgromadził prawie 10 proc. udziałów w GM), miliarder Kirk Kerkorian, oskarżył Wagonera o doprowadzenie koncernu do ruiny.
Tak naprawdę jednak wina prezesa i jego współpracowników nie była tak oczywista. Prawda, że przegapili gwałtowną zwyżkę cen paliw i to, że konkurencja ruszyła z produkcją aut oszczędniejszych, wdali się zaś niepotrzebnie w wojnę cenową, która wyniszczyła finanse koncernów amerykańskich, podczas gdy Azjaci, zadowoleni, przyglądali się temu z boku. Ale w dużym stopniu zawinił amerykański...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta