Przeklęty Holender
Morze jest wielkie i wspaniałe, ale – jak zauważył Joseph Conrad – nie wspaniałomyślne. Ocean nie ma sumienia i bez litości karze śmiałków podejmujących wyzwanie wtedy, gdy on – ten „dziki samodzierżawca zepsuty mnóstwem pochlebstw” – zmarszczy akurat brew.
Przy tym śmierć w odmętach oceanu nie jest wcale najgorsza. „Nie umiem sobie wystawić cięższej kary wiecznej dla złych marynarzy – wyznawał Conrad w „Zwierciadle morza” – którzy umierają bez żalu za grzechy na ziemskim morzu, niż wyrok skazujący ich dusze na dryfowanie bez końca po burzliwym morzu-widmie na widmach martwych okrętów”. A nie ma sławniejszego okrętu-widma od „Latającego Holendra”.
We współczesnych opowieściach morskich funkcjonuje on jako jeden z okrętów widmowych, przed laty kryptonim ten skrywał konkretną postać, przeklętego żeglarza błąkającego się wiecznie po oceanach. Żeglarza, który pogwałcił prawa morskie i obraził duchy wodne. Nie osiągnie on portu, dopóki – jak najczęściej powtarzano w legendach – nie zostanie zbawiony przez miłość. Tym...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta