Mój Izrael
Szewach Weiss wspomina pierwsze trzydzieści lat istnienia żydowskiego państwa splecione z jego biografią
Jakob był pierwszą osobą, którą spotkałem na izraelskiej ziemi. Miły, starszy działacz syjonistyczny, przyszedł do portu w Hajfie, by nas powitać – m.in. grupę dzieci z Polski, które przypłynęły na pokładzie rumuńskiego statku „Transylwania” z Konstancji.
Był 6 grudnia 1947 roku, dokładnie tydzień po ogłoszeniu rezolucji ONZ, która zdecydowała o podziale Palestyny na państwa żydowskie i arabskie, i o tym, że Jerozolima miała się stać międzynarodową strefą pod nadzorem ONZ. Tego dnia pierwszy raz w życiu postawiłem stopę na izraelskiej ziemi.
Nasz statek dobił do portu dzień wcześniej. To była sobota, szabas. W ten dzień Żydzi nie pracują. Siedzieliśmy zatem całą noc na pokładzie i czekając na świt, patrzyliśmy na Hajfę – na górę Karmel, na piękne niebo, na naszą ziemię obiecaną.
Jakub mówił do nas po hebrajsku. Rozumieliśmy, bo już wcześniej zaczęliśmy się uczyć. Zaprowadził nas do autokaru. Jechaliśmy nim później przez Hajfę i właśnie wtedy doświadczyłem mojej pierwszej w życiu intifady – Arabowie zaczęli rzucać kamieniami w nasz autobus.
Wjechaliśmy na górę Karmel i tam pierwszy raz w życiu jadłem humus. Były też banany, oliwki, pomarańcze, do których szybko się przyzwyczailiśmy. Ale były też dania orientalne, bo Żydzi w Hajfie żyli razem z Arabami. Stamtąd trafiliśmy do domu dziecka niedaleko Tel Awiwu. A potem do szkoły rolniczej z internatem w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta