Taryfą spod słupka
Dzwonisz, czekasz i przyjeżdża. Tak działa dziś zdecydowana większość taksówek. Ale wciąż są tacy, którzy korporacyjnym regułom się nie poddają i jeżdżą na własną rękę
Na taryfie 33 lata, a teraz nawet nie mam gdzie stanąć – wszystkie postoje są korporacyjne – skarży się pan Henryk, który porusza się niebieską astrą. – Jeżdżę „na urwisa". Ciągle muszę mieć zapalony samochód, bo gdy stoję na przystanku, to straż miejska chce mnie przegonić. A tak to od razu odjeżdżam i mandatu nie ma – wyjaśnia.
Ubrany w skórzaną kurtkę, z pokaźnym brzuszkiem kierowca ma już 73 lata. Pracuje po pięć, sześć godzin dziennie. Więcej mu się zwyczajnie nie chce. A w korporacji to trzeba mieć dyżury, pracować długie godziny. – Po co mi to? Latem to jeszcze mniej pracuję, bo dużo na działce siedzę – śmieje się emeryt.
Co go drażni? Zeszłej niedzieli wiózł siostrę zakonną. Z Centralnego na Dworzec Stadion. Zapłaciła 28 zł. Ale powiedziała mu, że tydzień wcześniej za tę samą trasę zapłaciła 160 zł. – To przecież skandal – irytuje się. – Jakbym dorwał takiego, to ech... Szkoda gadać. Czy lubię jeździć na taksówce? Nie życzyłbym nikomu takiej pracy. Ciągle trzeba płacić i płacić, a nie ma z tego pieniędzy. Jakbym miał 30 lat, to nigdy bym nie wsiadł na taksówkę.
Emeryci nie chcą płacić
Pan Jan ze srebrnego passata ma włosy przyprószone siwizną i stoi na postoju przy Twardej. Tu często stają wolni strzelcy – to jeden z nielicznych niekorporacyjnych parkingów w Śródmieściu. – Taksówka to...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta