Nie drażnić wyborców
Przywódcy demokratów i republikanów musieli się porozumieć. W innym wypadku wyborcy winą obarczyliby na równi obie strony sporu, to zaś nie leżało w niczyim interesie – pisze amerykanista
Ostatnie wydarzenia w Stanach Zjednoczonych w niewielkiej tylko mierze można uważać za przejaw kryzysu finansowego. Gospodarka państwa jest w zupełnie dobrej formie, a konsekwencje ewentualnego zawieszenia wypłaty oprocentowania czy przejściowych braków w kasie federalnej byłyby znacznie mniejsze, niż wynikałoby to z opisów w mediach.
Obama nie zdał egzaminu
Mieliśmy natomiast do czynienia, i nadal mamy, z fascynującą grą strategiczną z udziałem wielu uczestników, i to grą nie o sumie zerowej – czyli porażka jednych jej uczestników nie musi się przełożyć na zwycięstwo innych. Co więcej, prawdziwymi przegranymi mogą okazać się ci, którzy w ogóle nie brali udziału w grze.
Jej stawką w niewielkiej tylko mierze było samo podniesienie poziomu dopuszczalnego zadłużenia, przede wszystkim chodziło zaś o kampanię wyborczą 2012 r. Głównym uczestnikiem wydarzeń, a zarazem osobą żywotnie zainteresowaną ich wpływem na wyborców, był oczywiście prezydent Obama.
Nawet jego gorący zwolennicy nie mogli dotąd powstrzymać się przed rozczarowaniem. Obiecując „zmianę", Obama w ogromnej mierze kontynuował politykę swego poprzednika, a różnice miały charakter pozorny. Stany Zjednoczone „wyszły" z Iraku, zatrzymując tam 50 tys. żołnierzy, jedynie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta