Był tłum gorących serc
Justyna Kowalczyk o zwycięstwie, nerwach, kibicach i o tym, co jest między nią a Marit Bjoergen
Rz: Chwilami pani w Jakuszycach nie poznawaliśmy. Presja zwycięstwa była wielka jak rzadko, a pani w świetnym nastroju. Coś się zmienia?
Justyna Kowalczyk: Zawody tutaj to była burza uczuć, o jaką się nawet nie podejrzewałam. Nie byłam w stanie się chować za żadną maską. Dla mnie było najważniejsze, że te zawody w ogóle są. A skoro już był w nich bieg na 10 km klasykiem, czyli konkurencja, którą najczęściej w Pucharze Świata wygrywałam, to nie wypadało nie zwyciężyć. Całe szczęście, że najpierw był sprint. Pierwsza fala emocji przelała się po nim.
Nie było ich widać na trasie 10 km. Była pani w swoim świecie, rywalki nie miały żadnych szans.
Tylko raz trochę się zdekoncentrowałam, gdy dojeżdżałam do stadionu, ale poza tym panowałam nad sytuacją. A naprawdę zastanawiałam się przed biegiem, czy stoperów do uszu nie włożyć. Może by się przydały na pierwszym okrążeniu, żebym nie przeszarżowała. Bo na drugim doping bardzo mi pomógł. Plan był taki, żeby to rozegrać jak w Otepaeae, zacząć spokojnie. Co nie jest łatwe, gdy się słyszy taki tłum gorących serc. Ale było, jak ustaliliśmy: na podbiegu nie na 100 procent, żeby dobrze powalczyć na reszcie trasy. W pewnym momencie ktoś z naszej ekipy krzyknął, że mam 30 sekund przewagi nad Bjoergen. Pomyślałam: już? Przecież ja dopiero miałam zacząć.
Trudniej było przed biegiem, gdy trzeba było...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta