Niemiecko-polska wojna atomowa
Aktywiści zza Odry liczą, że uda im się rozniecić w Polsce społeczne protesty na wielką skalę, które ostatecznie wymuszą na władzach rezygnację z budowy elektrowni jądrowej – pisze publicysta Piotr Cywiński
W planowanej budowie elektrowni atomowych w Polsce widzę zagrożenie dla mego życia i zdrowia, dla moich dzieci i wnuków, mojej własności i dla produkcji nieskażonej żywności" – tak brzmią pierwsze zdania wzoru listu protestacyjnego, który Niemcy adresują do polskich polityków. Niemieckie partie i organizacje społeczne mobilizują siły i środki, aby zmusić rząd premiera Donalda Tuska do rezygnacji z zamiaru rozbudowy energetyki nuklearnej.
– Jeśli ktoś nie chce budować elektrowni atomowych, to jest jego problem – miał odpowiedzieć premier Donald Tusk, co skwapliwie odnotowała niemiecka prasa. „To nie do wiary, że w dzisiejszych czasach niektórzy nadal sądzą, że elektrownie atomowe są trampoliną umożliwiającą technologiczny skok do cywilizacji, tak jakby nie było Czarnobyla czy Fukushimy" – cytuje dziennik „Berliner Morgenpost" znawczynię tej problematyki Christinę Hacker.
Budzenie mieszkańców
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Gdy czerwono-zielony gabinet Gerharda Schroedera przyjął plan wyłączania niemieckich elektrowni atomowych, będący wówczas w opozycji chadecy zapowiedzieli, że po zdobyciu władzy zmienią tę decyzję. I jak zapowiedzieli, tak zrobili: krótko przed katastrofą w Fukushimie kanclerz Angela Merkel postanowiła wydłużyć użytkowanie reaktorów do 2035 r.
Niemcy przy budowie gazociągu z...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta