Kosa numer dziesięć
Roman Kosecki, były piłkarz, dziś biznesmen i poseł PO, chce być prezesem PZPN. Chyba dorósł do tej roli
Urodził się w Piasecznie, mieszkał w Chylicach, w pobliżu papierni w Konstancinie-Jeziornie, i tam zaczynał grać. Zresztą tego Piaseczna po latach nie mógł matce darować. Wiadomo, że Piaseczno toczyło derbowe pojedynki z Konstancinem, można więc powiedzieć, że przyszedł na świat na ziemi wroga. – A gdzie cię miałam urodzić? W roku 1966 w domu już się porodów nie odbierało. A w Piasecznie był najbliższy szpital – tłumaczyła się mama.
Miał prawidłowe pochodzenie jak na piłkarza. Mama pracowała w tej papierni i to nie na stanowisku kierowniczym. Ojciec był murarzem stawiającym m.in. konstancińskie centrum rehabilitacji. Gdy Roman kończył szkołę średnią, grał w RKS Mirków.
Magazynierem był tam „pan Pyzio", najważniejsza postać w klubie. Kazał pastować skórzane piłki, od niego zależało, czy da koszulkę nową, czy spraną i jakie buty wyfasuje: po starym graczu czy nowe. – Po jakimś moim udanym meczu pan Pyzio wezwał mnie do szatni. Przystawił do ściany drabinę i kazał wejść na samą górę – opowiada Kosecki. – A tam sezam. Na ukrytych półkach leżały pudełka z nowymi butami. Jedne mogłem wybrać dla siebie. Jakieś polsporty, na których domalowywaliśmy jeden pasek, żeby wyglądały jak adidasy. Nikt nie myślał o pieniądzach. Mieliśmy po kilkanaście lat i chcieliśmy grać. Prawdziwe adidasy dostałem po powołaniu do reprezentacji Polski juniorów, której trenerem był...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta