Tour de Froome
Chris Froome atakował już Everest kolarstwa jako szerpa Tenzing, teraz ma być Edmundem Hillarym. Jest inteligentny i odporny na ból. Na dopingowe wątpliwości – trochę mniej.
Kiedyś uczył się kolarstwa na wzgórzach koło Nairobi, uciekając przed hipopotamami, fałszował dokumenty, by startować w międzynarodowych zawodach i biedował, czekając na jakiś sukces, a pierwszy Tour de France obejrzał dopiero w 2004 roku. Dziś jako lider Sky, najbogatszej grupy kolarskiej świata, jest faworytem Touru. Czasem się jakiś kolarski fachowiec zdziwi, jak on daje radę, siedząc na rowerze w takiej dziwnej pozycji, czasem komuś przyjdą do głowy jakieś dopingowe skojarzenia, ale Chris Froome jedzie dalej.
Rok temu po zwycięstwo w Tourze wyruszał Bradley Wiggins, pół-Australijczyk, pół-Brytyjczyk, urodzony w Belgii, wychowany w Londynie. Teraz ruszył jego niedawny pomocnik Christopher Froome, syn Brytyjczyków z Afryki, który długo startował jako Kenijczyk, od czterech lat ściga się dla Wielkiej Brytanii, mieszka w Monako, a wiele zawdzięcza również Republice Południowej Afryki, bo tam chodził do szkoły, studiował i zaczynał poważne treningi.
Silnik i komputer
Dla Wigginsa to był pierwszy sukces w jednym z wielkich tourów i być może ostatni, bo lata lecą. Dla 28-letniego Froome'a zwycięstwo w Tour de France może być początkiem długiej serii. Wielu mówi, że ta seria powinna się zacząć już rok temu. Ale wtedy kierownictwo grupy Sky rzuciło wszystkie siły do pomocy Wigginsowi, z Froome'a robiąc jego szerpę.
Decyzja nie mogła...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta