Kontrrewolucja w Kairze
Podczas wielkich protestów po przeciwnych stronach stanęli zwolennicy i przeciwnicy nowej władzy.
Tysiące uzbrojonych w pałki i kije zwolenników prezydenta Mohameda Mursiego przed jego siedzibą w Kairze. Kilka kilometrów dalej dziesiątki tysięcy przeciwników głowy państwa i rządzących islamistów na placu Tahrir. Do konfrontacji przygotowani byli wszyscy. Z armią włącznie.
Minister obrony gen. Abdul Fattah Sisi tuż przed pierwszą rocznicą objęcia władzy przez Mursiego ostrzegał, że wojsko nie będzie się biernie przyglądać rozlewowi krwi i stanie po „stronie narodu". Problem w tym, że obie strony były przekonane, że będzie to właśnie ich strona.
Dla islamistów interwencja armii jest jednoznaczna z poparciem dla prezydenta i rządu, którzy w kolejnych wyborach w ciągu ostatnich dwóch lat rozgramiali przeciwników. Jednak dla świeckich z Tahrir to możliwość powtórki w 2011 r., gdy wojskowi poparli opozycję, dzięki czemu udało się odsunąć od władzy reżim Hosniego Mubaraka.
Spisek i rebelia
Gen. Sisi ostrzegał w ubiegłym tygodniu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta