Być jak drag queen
W muzyce pop wszystko już było. Conchita Wurst ze swoją brodą może czyścić buty, to jest polerować szpilki, prowokatorom z lat 70., takim jak Lou Reed czy David Bowie. To oni kwestię tożsamości seksualnej uczynili jednym z najważniejszych tematów ówczesnej kultury masowej.
Najważniejsza różnica między nimi a osobnikiem o wdzięcznym przydomku Kiełbasa, który wygrał Eurowizję, jest taka, że tamci byli innowatorami. Wybitnymi artystami, których hity lądowały na czołówkach list przebojów, a ich dokonania inspirowały innych twórców. Zresztą inspirują do dziś. Tymczasem Conchita Wurst (swoją drogą przydomek równie niesmaczny jak image) skończy tam, gdzie bardziej utalentowana Dana International. Izraelskiej wokalistce (wcześniej - w męskim wcieleniu - drag queen), która w tym samym konkursie zwyciężyła 16 lat temu, przynajmniej udało się wylansować w kilku krajach przebój „Free". Thomasowi Neuwirthowi, bo tak się naprawdę nazywa zwycięzca tegorocznej Eurowizji, raczej się to nie powiedzie, bo zwycięski utwór nie ma takiego potencjału. Wyląduje zatem na śmietniku popkultury, gdzie kończą gwiazdki zajmujące się prowokacjami, a nie muzyką.
Owszem skandale, zwłaszcza te z seksem w roli głównej, nieźle się sprzedają, ale żeby utrzymać zainteresowanie publiczności, trzeba też pisać dobre piosenki. Dowodem, przypadek Davida Bowiego, który nawet dziś, zbliżając się do siedemdziesiątki, umieszcza nowe nagrania na czołówkach list bestsellerów. Wymieniam nazwisko twórcy „Let's Dance", bo to właśnie on był prekursorem muzycznego kampu i budowania wizerunku na seksualnych dwuznacznościach. A działo...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta