Początek końca prawa pracy
Z niepokojem podchodzę do pomysłu stworzenia jednej wspólnej dla wszystkich umowy o zatrudnienie, w której doszłoby do zatarcia różnic pomiędzy prawem pracy a prawem cywilnym – pisze prawniczka.
Zainteresowanie kodeksem pracy znowu wzrasta, a to znak, że kampania wyborcza w toku. I podobnie jak przed kilkoma laty, toczy się dyskusja – czy kodeks pracy trzeba napisać od nowa, czy też wystarczy go tylko zmienić. A jeśli znowelizować – to jak? Czy uczynić go bardziej liberalnym, czyli nowoczesnym w duchu flexicurity, czy raczej konsekwentnie rozwijać funkcję ochronną, bo przecież rynek pracy od lat należy do pracodawców.
Podobnie jak uprzednio, szuka się winowajców złej sytuacji na rynku pracy, czyli zastępowania umów o pracę kontraktami prawa cywilnego, które bez względu na ich treść, czyli warunki zatrudnienia, powszechnie nazywa się śmieciowymi.
A zatem menedżer sprawujący funkcję prezesa zarządu banku, zatrudniony w ramach kontraktu cywilnoprawnego z kilkusettysięcznym uposażeniem miesięcznym według przyjętej nomenklatury również ma umowę śmieciową. Co innego np. sprzedawca, który otrzyma upragnioną umowę o pracę na czas nieokreślony z zagwarantowanymi paroma tysiącami „na rękę". On jest niewątpliwe w lepszej sytuacji, bo przecież bezterminowa umowa o pracę daje mu szansę otrzymania kredytu bankowego. Podany przykład ukazuje populizm opinii dotyczących rynku pracy, które ograniczają się do prostej oceny rodzaju umów, bez głębszej analizy warunków pracy i wynagrodzenia.
Osobliwości rynku pracy
Wydaje się...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta