Wyręczał mężczyzn w miłosnych wyznaniach
W archiwach Marka Grechuty utworów jest jeszcze co najmniej na jedną płytę. Wybitny liryk, ale i poszukujący muzyk, wielbiciel sztuki i malarz, interpretator poezji i poeta zmarł dziesięć lat temu. Jego twórczość jest wciąż z nami.
Wydziały architektury w drugiej połowie lat 60. były w Europie zagłębiem nowej muzyki. W Londynie Roger Waters, Syd Barrett, Nick Mason i Rick Wright założyli Pink Floyd, zaś w Krakowie Marek Grechuta i Jan Kanty Pawluśkiewicz – zespół Anawa. W czasach naporu anglosaskich zespołów rockowych Grechuta śpiewał jednak klasyków poezji z muzyką w stylu kwartetu smyczkowego. Szedł absolutnie pod prąd.
– Zaskoczenie moją twórczością było rzeczywiście duże – mówił mi w 1998 roku. – Absolwent wydziału architektury śpiewał takie piosenki! Ale ja od dziecka uczyłem się gry na pianinie. W liceum zwracano uwagę na moją dobrą dykcję i zachęcano do recytowania poezji. Na początku mówiłem wiersze bezmyślnie. Ale kiedy dojrzałem, zrozumiałem je i polubiłem.
Muzyczną pasją zaraziły go siostry ojca. Dostał pianino, gdy miał dwa lata, ale ćwiczył też szermierkę, grał w piłkę, którą uwielbiał przez całe życie. W końcu założył zespół bigbitowy i śpiewał hity Presleya.
Pianino w akademiku
Pod koniec studiów w Krakowie spotkał Jana Kantego Pawluśkiewicza. Mieli podobne spojrzenie na muzykę i poezję. Zaowocowało to powstaniem Kabaretu Studenckiego Anawa, w którym zaczął śpiewać swoje piosenki.
– Jako studenci krakowskiej architektury, choć różnych lat, mieszkaliśmy w akademiku na Bydgoskiej – mówi Jan Kanty...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta