„Wołyń” w dniu czarnego protestu
Ta produkcja, zanim powstała, już miała opinię niemal filmu wyklętego.
Jak tylko Wojciech Smarzowski zapowiedział, że zamierza zrobić obraz o wołyńskim ludobójstwie, wiadomo było, że możemy się spodziewać olbrzymich emocji. Zarówno z powodów artystycznych, jak i politycznych.
Na „Wołyń" czekały nie tylko rodziny ofiar tej zbrodni, które mają powód uważać, że państwo polskie po roku 1989 nie zatroszczyło się o upamiętnienie kresowian zamordowanych przez ukraińskich barbarzyńców. W oczekiwaniu na premierę nogami przebierali też pałający zemstą polscy „patrioci", którzy dziś kibicują Władimirowi Putinowi w jego wojnie z – jak to określają za propagandą moskiewską – „banderowską juntą kijowską", i chcąc nie chcąc, stają się użytecznymi idiotami Kremla.
Po obejrzeniu „Wołynia" muszę stwierdzić, że film może zbulwersować wielu Ukraińców – ale głównie dlatego, że dla nich bestialstwa...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta