Bezpieczniaki kontra wolnościowcy
Fundamentaliści to zazwyczaj margines - pisze Marek Migalski.
Wszyscy staramy się uchwycić główny spór polityczny przebiegający przez systemy polityczne świata. Politolodzy, filozofowie i publicyści chcą znaleźć jakąś zasadniczą linię podziału, wzdłuż której toczą się najpoważniejsze spory w krajach demokratycznych. Czy może nią być spór między miłośnikami wolności ze zwolennikami bezpieczeństwa?
Większość podziałów, zaproponowanych dotychczas przez społecznych obserwatorów, nie zadowala. Bo dystynkcje dokonane za pomocą takich przeciwieństw jak: otwarci kontra zamknięci, globalni kontra lokalni czy też wolnościowcy kontra zamordyści, nie spełniają jednego kryterium – chłodnej deskryptywności. Są raczej biczem na tych, których się nie lubi i których chce się napiętnować. Któż z nas bowiem chciałby być zaliczony do grona „zamkniętych", „lokalnych" czy też „zamordystycznych"? Tego typu koncepcje przypominają nieco dawną koncepcję Leszka Kołakowskiego, który intelektualistów poszeregował na „kapłanów" i „błaznów", co skutkowało tym, że nikt rozsądny nie chciał być zaliczony do tej pierwszej grupy, natomiast zapisy do drugiej przybrały charakter masowy.
Podobnie jest z powyższymi podziałami – raczej etykietują one tych, którym jesteśmy przeciwni, a nam nadają pozytywne cechy, niżli trafnie opisują to, co dzieje się ze współczesnymi społeczeństwami...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta