Ludobójstwo w tropikach
Chum Mey do dziś opowiada, że był tylko prostym człowiekiem z kambodżańskiej wioski, który marzył o tym, by naprawiać maszyny. Koło historii porwało go bez jego starań i wysiłku. Często zadaje sobie pytanie, dlaczego to właśnie jemu dane było przeżyć, ale czy myśli o tych, których obciążył wymuszonymi zeznaniami w śledztwie? W jego wspomnieniach brak tego wątku. Czy można mu czynić z tego zarzut?
{ 1 }
Ludobójstwo w tropikach nie jest wcale bardziej estetyczne od ludobójstw pod innymi szerokościami geograficznymi, mimo że dokonuje się w bajkowym krajobrazie i przy pełnym słońcu. Ludobójstwo w tropikach za to niewątpliwie bardziej śmierdzi. Ludzkie ciało w wysokiej temperaturze rozkłada się błyskawicznie, wcześniej puchnąc, a potem przechodząc w fazę gnicia. Wystarczy kilkanaście godzin i niedożywione ciała wygłodzonych ludzi najpierw stają się granatowe, potem pęcznieją, by w końcu eksplodować i zapaść się w sobie. Tyle że ta ostatnie faza to już koniec procesu, po którym schodząca z nas biologiczna pokrywa zaczyna odsłaniać kości. Ile to wszystko trwa? Nie wiem, w tropikach na pewno krócej niż nad Wisłą.
Takie właśnie ludzkie ciała w różnych fazach rozpadu znaleźli w styczniu 1979 roku w więzieniu Tuol Sleng w Phnom Penh wietnamscy żołnierze, którzy uwalniali miasto od okupujących je od kwietnia 1975 roku Czerwonych Khmerów. Był to koniec reżimu, który przeszedł do historii jako jedna z najbrutalniejszych wersji komunizmu. Do Tuol Sleng zaprowadził Wietnamczyków właśnie nieziemski smród. Roznosił się po całej opuszczonej dzielnicy. Dopiero kiedy stanęli pod bramami „Więzienia bezpieczeństwa – 21", pojęli, że mają do czynienia z centralną katownią Pol Pota. Wszędzie druty...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta