Lech Kaczyński i popiersie Stalina
Gruzini są przekonani, że gdyby nie polski prezydent, Rosjanie wkroczyliby do Tbilisi. Dlatego Polacy są tu witani z otwartymi ramionami. Ale to turyści znad Wołgi napędzają miejscową turystykę.
Batumi, drugie pod względem wielkości miasto Gruzji, rozsiadło się na wybrzeżu Morza Czarnego zaledwie kilka kilometrów od granicy z Turcją. Kto jednak spodziewałby się zalewu tureckich turystów, może się rozczarować. Nadmorski kurort opanowany jest przez Rosjan. Na bulwarach mijałem ich co chwilę. Recepcjonista w hotelu zapewniał, że to dopiero początek „inwazji". – Pod koniec maja sezon dopiero się zaczyna. W czerwcu język Dostojewskiego będzie słychać dosłownie wszędzie – podkreślał. Tylko w 2018 r. przybyło ich do Gruzji 1,4 mln, niemal 270 tys. więcej niż rok wcześniej. Na tym tle Polacy wypadają blado – tylko 67 tys. skusiły uroki tego kaukaskiego kraju.
Turystyka jest głównym źródłem dochodu regionu. Nic więc dziwnego, że wszędzie widać rywalizację o względy turystów, czasami ocierającą się o pewną nadgorliwość. Liczne propozycje wycieczek, którymi oklejone są setki krążących po okolicy samochodów, krzyczą do przechodniów w języku rosyjskim. Rosyjski głos zachęca przez megafony do przepłynięcia się kutrem po zatoce. Nagranie z taśmy uderza skrupulatnym przekazem marketingowym, odbiegającym nieco od rzeczywistości. Na pokładzie widać bowiem zaledwie kilku zmęczonych turystów, a głos z megafonu zapewniał, że zostało zaledwie kilka wolnych miejsc i trzeba się spieszyć, bo kuter odpływa już za piętnaście minut. I tak na okrągło, przez niemal godzinę....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta