Czeka nas długi marsz
Kształt naszej przestrzeni publicznej wynika ze skupienia się na własnych, indywidualnych potrzebach. Kupujemy sobie własną wygodę. To, co się stało z zielenią w mieście, jest kwestią zaniku pewnego solidaryzmu społecznego – mówi Piotrowi Witwickiemu architekt Grzegorz Piątek
Plus Minus: Co jest dziś wizytówką polskich miast?
Rynki, place, bulwary. Uważam, że to, co się stało z przestrzenią publiczną w ostatnich kilkunastu latach, jest niesamowite. Imponuje nie tylko skala zmian, ale i to, że dużo się w nią inwestuje. To co publiczne nie ma przecież w Polsce dobrej prasy. Wystarczy spojrzeć na publiczną służbę zdrowia czy policję. Publiczne jest postrzegane jako niewydolne i mało skuteczne. A jednak polskie miasta oszalały na punkcie przestrzeni publicznej. Oczywiście ma to związek z tym, że z Unii Europejskiej popłynęły pieniądze na rewitalizację.
I ta przestrzeń zaczęła się nie tylko gwałtownie, ale i chaotycznie zmieniać.
Bo kierunek tych zmian jest często bezmyślny. Rządzi nim dość specyficznie rozumiana odświętność i reprezentacyjność, a nie codzienne potrzeby.
Czyli betonujemy rynek, by można tam było zrobić imprezę, a nie po to, by spędzać tam miło czas w tygodniu?
Nie można przesadzać z generalizowaniem, ale bardzo często właśnie tak jest. Brakuje refleksji, do czego taka przestrzeń miałaby służyć. Główne place miast zmieniały swoje funkcje przez pokolenia. W XX wieku ze względów higienicznych, a w PRL również politycznych, wycofywano z nich handel. Wraz z utratą utylitarnych funkcji rynki zaczęto zamieniać w wizytówki miast. Dzięki wyeksponowanym zabytkom i innym...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta