Nowa Unia na starych torach
Podział najwyższych stanowisk w Brukseli ujawnił, jak bardzo Wspólnota jest słaba. Polska ma teraz przynajmniej kilka lat, zanim pociąg integracji znów ruszy do przodu. A wtedy możemy do niego wsiąść już jako pełnoprawny pasażer.
Jeśli nie harakiri, to w każdym razie był to samobój Parlamentu Europejskiego. W nocy z 30 czerwca na 1 lipca Angela Merkel ostateczne zrezygnowała z forsowania na szefa Komisji Europejskiej jednego z kandydatów desygnowanych przez partie, które zdobyły najwięcej posłów w wyborach europarlamentarnych. Zrobiła to jednak nie dlatego, że chciała odbić uprawnienia, które kiedyś należały wyłącznie do kompetencji przywódców państw Unii, tylko po tym, jak eurodeputowani nie byli w stanie zjednoczyć się wokół jednego kandydata. W ten sposób Parlament Europejski, jedyna unijna instytucja pochodząca z bezpośrednich wyborów i przez to mająca niezależną od poparcia stolic narodowych legitymizację, stracił kluczowy instrument wpływania na decyzje Brukseli. Przyszłość pokaże, czy śmierć tzw. procesu spitzenkandidat okaże się tylko pierwszy krokiem w demontowaniu zintegrowanej Unii, powrotem do Europy rządzonej przez koncert wielkich mocarstw.
Zemsta na Timmermansie
Wśród polityków, którzy zostali mianowani na pięć najważniejszych stanowisk w Unii, ani jeden nie pochodzi z Europy Środkowej. Ale mimo to można mówić o sukcesie państw naszego regionu, a nawet krajów zachowujących dystans do pomysłu bliższej integracji. Okazały się one kluczowe w rozgrywce o władzę na szczytach Wspólnoty. Istniejący od wielkiego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta