Orzeczenie dla Patryka Vegi może być mało zabawne
Wypowiedź reżysera była przede wszystkim drwiną, nie z Bartłomieja Misiewicza, ale z sądu, któremu przyjdzie sprawę badać i wydać rozstrzygnięcie co do kwoty, jaką trzeba będzie zapłacić w ramach zabezpieczenia.
Pamiętam, jak lat temu kilka zdarzyło mi się prowadzić w jednym z sądów okręgowych w Polsce zachodniej sprawę przeciwko dużej spółce akcyjnej. Pominę w tym miejscu i nazwę, i branżę. Powiem jedynie, że należy do większych graczy na rynku. Proces też nie był o przysłowiową marchewkę. W toku postępowania nadszedł moment, w którym trzeba było przesłuchać strony. To zazwyczaj dzieje się pod koniec sprawy przed sądem I instancji. Tak też było i tutaj.
Z pełnomocnikami przeciwnika zdążyliśmy się już poznać i nauczyć wzajemnego szacunku (taką przynajmniej mam nadzieję). Jednakże ich klienta, to jest właściciela i prezesa zarządu pozwanej spółki, miałem okazję zobaczyć po raz pierwszy tego dnia. W luźnej rozmowie w oczekiwaniu na rozpoczęcie rozprawy okazał się być przyjemnym, zdystansowanym i inteligentnym człowiekiem. Na rozprawę przyszedł ubrany na eleganckim luzie, w dżinsach, jakiejś casualowej marynarce i ze swatchem na ręce. W żaden sposób nie było po nim widać ogromnego majątku, który zgromadził i którym zarządza. A że obaj mieliśmy na nadgarstkach ten sam model i nawet kolor plastikowego zegarka, to rozmowa zeszła na neutralny i przez to bezpieczny temat chronometrów.
Biedak z drogim zegarkiem
Gdy w czasie pogawędki nawiązałem do głośnej w owym czasie afery zegarkowej już eksministra w rządzie PO–PSL, usłyszałem jedno zdanie,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta