Przebudzeni z czeskiego snu
Manifestanci z Pragi są już świadomi własnej siły, nie chcą jednak pójść drogą paryskich „żółtych kamizelek" ani też separatystów z Barcelony. Tym bardziej wystrzegać się będą krwawego precedensu kijowskiego Euromajdanu.
Brudnoszare niebo listopada nie odstrasza ludzi od spacerów uliczkami praskiego Starego Miasta. W różnojęzycznym tłumie czujne oko wyławia co chwila powtarzający się szczegół: okrągłą plakietkę wpiętą w klapy palt przechodniów. Nie pojawia się często, ale widać ją od razu. Na białym tle czerwony znak zapytania, sprytnie uformowany w kontur klepsydry z przesypującym się w niej czarnym piaskiem. Całość aż nadto czytelna. Czas płynie – jak długo jeszcze będziemy czekać?
To pytanie prażanie kierują do swoich najwyższych przedstawicieli. Minęło bowiem równo 30 lat od wybuchu aksamitnej rewolucji, która, obok polskiego czerwca, była natchnieniem i wzorem dla wybijających się ku wolności krajów sowieckiego obozu. A pierwszy prezydent wolnego kraju (wtedy jeszcze Czechosłowacji) Vaclav Havel traktowany był przez nas jako modelowy wręcz mąż stanu. Pamiętamy humorystyczne, ale jednocześnie powtarzane z powagą hasło: „Havel na Wawel!", gdy frustrować nas zaczęły pierwsze objawy polskiej wojny na górze. Co dziś zostało z tamtych uniesień? Czechom na pewno niewiele. A już o najwyższych reprezentantach czeskiego państwa szkoda gadać. Obaj, prezydent Miloš Zeman i premier Andrej Babiš, mają komunistyczną przeszłość, w dodatku drugi z nich okazał się byłym współpracownikiem StB, czechosłowackiej bezpieki. Rządzą wybrani demokratycznie, acz wbrew woli sporej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta