Ukryta strona dziejów
No dobrze, najwyższy czas się przyznać. Wierzę w spisek. Im większym go sobie wyobrażam, im dalej miałyby sięgać macki jego świadomych popleczników, im większe byłyby rzesze pracujących na jego rzecz, niczego nieprzypuszczających, użytecznych idiotów, tym ta wiara łatwiej mi przychodzi. Ale za to starcza mi jej tylko na jeden; na spisek, który jest kwestią wiary, a nie teorii. Który jest zbyt wielki i nieprawdopodobny, żeby dało się go udowodnić, złapać na gorącym uczynku pociągającą tymi wszystkimi sznurkami rękę.
Tylko jedna rzecz jest od niego bardziej nieprawdopodobna, trudniej sobie wyobrazić tylko to, że spisku tego nie ma. Że to wszystko dzieje się ot tak, bez niczyjego rozkazu, bez miliardów zapisanych sympatycznym atramentem poleceń i instrukcji, bez stojących na rogach ulic i uchylających w nieprzypadkowym momencie ronda swoich kapeluszy tajnych agentów. Trudniej od wszechobejmującego spisku uwierzyć tylko w absolutny przypadek.
W teoriach spiskowych przeszkadza mi najbardziej ich mieszczański umiar. Są zwykle zbyt racjonalne, uładzone i prawdopodobne, żeby mogły być prawdziwe. Stawiają kropkę tam, gdzie nawet na przecinek jest jeszcze za...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta