Do zobaczenia za rok bez masek
Biegaczy było dużo mniej, widzów także, ale ci, którzy spędzili weekend w Beskidzie Sądeckim, nie pożałowali. Organizatorzy pokazali, że nawet w pandemicznym reżimie da się zrobić imprezę sportową na kilka tysięcy osób.
Wyzwanie było spore, ale warte ryzyka. Po raz pierwszy festiwal odbywał się na początku października, miesiąc później, niż zdążyliśmy się przyzwyczaić przez dekadę. Dla wszystkich było to nowe doświadczenie.
Gdy wjeżdżaliśmy do Krynicy, powiat nowosądecki znajdował się jeszcze w strefie zielonej, od soboty był już strefą żółtą. Ale organizatorzy na taki scenariusz się przygotowali. Przypominali o konieczności zasłaniania nosa i ust, dla nikogo nie robili wyjątków, z obowiązku nie zostali więc zwolnieni – do momentu startu – nawet sami uczestnicy.
Biegi powyżej 250 osób dzielono na serie i wypuszczano zawodników w odstępach czasowych. Krynicki deptak, którego pokonanie wymaga zwykle nie lada cierpliwości, dało się przejść żwawym krokiem, bez zbędnych postojów, więc spełnienie drugiej z najważniejszych covidowych zasad – zachowania bezpiecznego odstępu –nie stanowiło w tym roku problemu.
Syrena na deptaku
– Frekwencja była niższa niż w ubiegłych latach, ale tak licznej imprezy sportowej w dobie koronawirusa jeszcze w Polsce nie było, bo opłacono ponad cztery tysiące osobobiegów – mówił „Rz" dyrektor sportowy Festiwalu Marek Tokarczyk.
I choć tym razem ze względów bezpieczeństwa trzeba było zrezygnować z części panelowej Forum „Sport–Zdrowie–Pieniądze", wypełnionej spotkaniami z byłymi i obecnymi...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta