Łucznicy kontra salami, czyli ostatnia nadzieja Trumpa
JĘDRZEJ BIELECKI Kto będzie przewodził największemu mocarstwu globu, może się zdecydować na stosunkowo niewielkim terenie. Na przykład w hrabstwach leżących w pobliżu federalnej autostrady A4 na Florydzie.
Bill Stepien całe dnie spędza nad tabelkami Excela. Dwa miesiące temu Donald Trump mianował go na miejsce Brada Parscale'a szefem swojej kam-panii wyborczej, bo chciał, aby niczym kret kopiący tunele w ziemi znalazł w gąszczu fatalnych sondaży drogę do utrzymania Białego Domu. 42-letni polityczny konsultant hrabstwo po hrabstwie, branża po branży, wspólnota religijna po wspólnocie religijnej i grupa etniczna po grupie etnicznej analizuje więc, gdzie prezydent zachował jeszcze wystarczający kapitał sympatii, aby zmobilizować elektorat i przechylić 3 listopada na swoją stronę wynik wyborów.
To taktyka „ataku od tyłu", szarży tam, gdzie przeciwnik spodziewa się jej najmniej i da się zaskoczyć. Tak właśnie w 2016 roku Stepien, wówczas doradca niższego szczebla, wyreżyserował dla Trumpa zwycięstwo w Wisconsin i Michigan, dwóch stanach Środkowego Zachodu, które wbrew wszelkim przewidywaniom nie postawiły na Hillary Clinton. Doradca Trumpa dobrze wyczuł strach przed globalizacją białych, słabo wykształconych robotników. Najpewniej to zdecydowało o wygranej miliardera w całym kraju.
Wirus pokonał Trumpa
Teraz zadanie jest jednak o wiele trudniejsze. Wręcz karkołomne. W połowie tego tygodnia brytyjski tygodnik „The Economist", wychodząc od nie mniej finezyjnych ankiet jak te, które penetruje Stepien, uznał, że Joe Biden na 99 proc. wygra...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta