Smutny przypadek pana Szájera
Historia europosła Józsefa Szájera jednych dziko cieszy, innych smuci. Oto przyłapany w Brukseli na udziale w gejowskiej orgii wysoki przedstawiciel rządzącej prawicy, prawa ręka Viktora Orbána, przykładowy homofob i autor zapisu w węgierskiej konstytucji o małżeństwie jako wyłącznym związku mężczyzny i kobiety, zostaje uznany za podręcznikowy przykład Himalajów hipokryzji w polityce, zakłamania, dwulicowości, a nawet czegoś więcej.
Ma być ilustracją, że najciemniej jest pod latarnią, złodziej o kradzieży krzyczy najgłośniej, a podpalacz pierwszy leci do walki z pożarem. Może i tak, trudno powiedzieć. Nie znam Szájera i nie mam ochoty go poznawać. Podobnie jak setek innych działaczy Fideszów, Frontów Narodowych czy AfD. Nie mam też potrzeby studiowania jego biografii, skrupulatnego weryfikowania, czy gejem był od zawsze, czy może to jakieś ostatnie, brukselskie fiksacje. To nie ma żadnego znaczenia. Interesuje mnie coś zupełnie innego. Zbiorowa tożsamość, która zabija indywidualne wybory, ludzkie osobowości, a nawet język.
Wydawać by się mogło, że system demokratyczny, w którym żyjemy, w przeciwieństwie do totalitaryzmu zostawia dość szeroką przestrzeń na ekspresję wolności...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta