Węgierski disneyland
KAMIL KOŁSUT Futbol na Węgrzech wstaje z kolan, bo premier Viktor Orbán pompuje w niego miliony euro i przekonuje, że sport to najlepsza odpowiedź na zagrożenia płynące z Zachodu.
Felcsút ma jedną główną ulicę, przy której stoi kilka sklepów. Architektoniczny ład sprawia, że 1,8-tysięczne miasteczko z lotu ptaka przypomina suburbia amerykańskiej klasy średniej. Wizję burzy kompleks boisk piłkarskich oraz stadion, którego kopuła z poziomu ulicy wygląda jak modernistyczny klasztor. To Pancho Aréna, dom Puskás Akadémia FC. Klubu, którego siedziba sąsiaduje z rodzinną posiadłością Orbánów.Dom lidera Fideszu i klubowy stadion dzieli kilka metrów.
Ponad 40 lat temu, jeszcze w innej epoce, podobne marzenie spełnił rumuński dyktator Nicolae Ceausescu, który postawił stadion gigant w 12-tysięcznej Scornicesti. Nie wiadomo, jak zareagowała na to jego żona Elena. Małżonka Orbána narzeka podobno, że stadion kradnie światło i zasłania widok z kuchennego okna.
Pancho to pseudonim Ferenca Puskása, najsłynniejszego węgierskiego piłkarza – gwiazdora Realu Madryt oraz złotej jedenastki. Złotej, choć tak naprawdę srebrnej, bo Madziarzy w 1952 roku zdobyli wprawdzie mistrzostwo olimpijskie, ale dwa lata później w finale mistrzostw świata ulegli Niemcom. Puskás, Sándor Kocsis i Nándor Hidegkuti pozwolili rywalom na „cud w Bernie", a ich porażka wywołała na ulicach Budapesztu zamieszki.
Puskás nigdy nie był w Felcsúcie, nie ma z miasteczkiem nic...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta