Europa stanowczych protestów
JĘDRZEJ BIELECKI Przed Polską groźbę weta wobec pomysłów Komisji Europejskiej wykorzystywały praktycznie wszystkie największe państwa członkowskie Unii. I zazwyczaj wychodziły na tym starciu korzystnie.
Mój drogi Couve, nie będziemy przecież ulegali tym federalistycznym chimerom!" – głos generała De Gaulle'a jest stanowczy, nie znosi sprzeciwu. O drugiej nad ranem 1 lipca 1965 r. Maurice Couve de Murville, minister spraw zagranicznych Francji, ogłasza więc swoim kolegom z Włoch, Niemiec, Belgii, Holandii i Luksemburga, że dłużej nie będzie uczestniczył w pracach ówczesnej EWG. I opuszcza salę obrad. Razem z nim do Paryża wracają ministrowie finansów Valéry Giscard d'Estaing i rolnictwa Edgard Pisani. Przez siedem miesięcy krzesło przedstawicieli Francji pozostanie puste, a prace Wspólnoty sparaliżowane. Dopóki Paryż nie postawi na swoim.
Ostatni bezpośredni świadek tych wydarzeń – 94-letni Giscard d'Estaing – zmarł zaledwie kilka dni temu, do końca pozostając aktywnym, jeśli nie we francuskiej polityce, to z pewnością w kulturze. A weto generała po 55 latach wciąż odciska swoje piętno na Brukseli, jest wręcz jednym z najważniejszych wyznaczników rozwoju Unii.
Tamten kryzys udało się przezwyciężyć poprzez tzw. kompromis luksemburski, zasadę, zgodnie z którą żaden kraj w kluczowej dla siebie sprawie nie może zostać przegłosowany przez inne, nawet jeśli unijne procedury na to pozwalają. Przez kolejne dekady o tym, że sprzeniewierzenie się tej zasadzie prowadzi na manowce, przekonało się wielu europejskich przywódców. Jednym z nich była kanclerz...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta