Masaż socjalistyczny
Mieszkam tu, w Tbilisi, między tajskim masażem a piekarnią, no, to może za duże słowo – „piekarnia", po prostu dziura w ścianie, przez którą widać pracującego w piwnicy piekarza. Chleb zawsze ciepły, polecam. Naprzeciwko wyrywają paznokcie, nie polecam. Dobrze, dobrze, wyrywają albo malują, co za różnica?! Co łączy te miejsca? Nie płacą podatków.
Zanim jednak wrócę do tego raju podatkowego, to najpierw historia z Warszawy. Mój znajomy w wyniku krótkotrwałego zbiegu okoliczności był jedną z najważniejszych osób w państwie odpowiadających za finanse. No trudno, było, minęło, zdarza się nawet w najlepszej rodzinie, nie róbmy z tego zagadnienia. Już później, po tym etapie, poszliśmy na obiad, który on nazywa lunchem. Posiłek skromny – znajomy jest człowiekiem oszczędnym i wysportowanym – kelner podaje rachunek. Płacimy. „Poproszę paragon" – rzucił znajomy. Zakłopotany kelner przyniósł kwitek, kolega wzruszył ramionami. Zawsze bierze paragony, takie hobby.
Bo widzicie, drodzy socjaliści, nawet liberałowie – jak mój znajomy – lubią podatki. Nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta