Imigranci są jak ptaki bez nóg
– Brzemię uchodźcy nosimy czasem do końca życia – mówi Barbarze Hollender Burhan Qurbani, reżyser współczesnej adaptacji książki Doblina „Berlin Alexanderplatz", Niemiec o afgańskich korzeniach. Film na ekranach od 16 lipca.
Plus Minus: Podobno przez „Berlin Alexanderplatz" niemal oblał pan maturę?
To prawda, pisałem pracę na temat powieści Doblina, a kompletnie tej książki nie rozumiałem. Miałem 17 lat, w tym wieku człowiek chce podrywać dziewczyny i chodzić na przyjęcia, a nie myśleć o swoim pochodzeniu czy o losie wykluczonych. Dlatego matura poszła mi marnie, co zadecydowało o moim życiu. Rodzice marzyli, żebym został lekarzem, kiedyś może wrócił do Afganistanu, by tam leczyć ludzi. Sam też o tym myślałem. Ale po maturalnej wpadce nie dostałem się na medycynę. Dlatego zająłem się kinem. A „Berlin Alexanderplatz" wrócił do mnie po latach.
Powiedział pan kiedyś, że kocha tę powieść i jednocześnie jej nienawidzi. Dlaczego ją pan kocha, a dlaczego nienawidzi?
Nienawidziłem jej z powodu nieszczęsnej maturalnej wpadki i problemu z dostaniem się na medycynę: czułem, że zwichrowała moje życie. A pokochałem, gdy po przyjeździe do Berlina ponownie po nią sięgnąłem. Dostrzegłem jej piękno, wyobraźnię autora, fantastyczny styl. Zakochałem się w niej, właściwie od razu pomyślałem, że to materiał na film. Ale już wtedy wiedziałem, że będę musiał szukać nowego klucza do prozy Doblina i nie będzie to wierna adaptacja.
Nie chciał pan konkurować z Fassbinderem, który na początku lat 80. zrobił na podstawie „Berlin Alexanderplatz" 14-odcinkowy serial,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta