Oddajemy wszystko, co mamy, a oni…
U ukraińskich wolontariuszy duma z własnych osiągnięć i wdzięczność za wsparcie udzielone ich krajowi mieszają się z rozgoryczeniem i żalem do tych rodaków, którzy nie sprawdzili się w chwili próby.
Iana, Alex i Ola włożyli mnóstwo czasu, energii i pieniędzy, by pomóc rodakom dotkniętym wojną w Ukrainie. Po prawie pięciu miesiącach wolontariatu Aleksa najbardziej denerwują cwaniacy, którzy w cudzej krzywdzie zwietrzyli szansę na zarobek. Pozostałych, którzy coś od siebie dawali (wolontariat, dary, pieniądze), ale już przestali, rozgrzesza bez zawahania: – Wojna już długo trwa, nie każdy ma możliwość, żeby pomagać przez cały czas. Ludzie musieli wrócić do pracy, zarobić na życie, zacząć myśleć o sobie.
Iana od końca lutego w prywatnym punkcie pomocy, który prowadzi z mężem Andrijem w Rzeszowie, widziała naprawdę wiele. – Mieliśmy połamane drzwi, bo jakiejś kobiecie coś się nie spodobało. Zdarzało się, że uchodźcy przychodzili do nas jako wolontariusze i wynosili stąd wszystko, co się dało. Myśleli, że nikt ich nie widzi. Czasem ktoś przyszedł do pracy pijany… – wylicza.
Oli było w takich przypadkach po prostu wstyd, zwłaszcza gdy jako wolontariuszka słyszała marudzenia niektórych uchodźców w Hali Kijowskiej pod Korczową: – Bardzo się wtedy denerwowałam, a przecież tylko mogę sobie wyobrazić, jak musieli się czuć Polacy.
Zamknięty magazyn
Drażliwy temat braku zaangażowania części Ukraińców w pomoc rodakom od pewnego czasu sygnalizowali w rozmowach z „Plusem Minusem”...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
