Kroniki roku tysięcznego
Całe bojaźń i drżenie przełomu poprzednich tysiącleci nie były wcale bezpodstawne. Najlepszym dowodem jest wszystko to, co nastąpiło chwilę potem.
Z mórz zaczęły wynurzać się potwory. Jak choćby ten wieloryb, który – co skrzętnie odnotowano – ukazał się pewnego listopadowego poranka w świetle jutrzenki, podobny do wyspy, i widziano, jak płynął swoją drogą aż do godziny trzeciej po południu. W morzach wieloryby, a na niebie smoki – jeden pojawił się w sobotę poprzedzającą Boże Narodzenie, ciskając snopy błyskawic, w drodze na południe. Te zwidzenia można by jeszcze od biedy przypisać ciemnocie i zabobonom, ale co powiedzieć mieli ci najbardziej uczeni, śledzący ruchy gwiazd, którym mapy nieba zaczynały tańczyć przed oczami? Meteory, komety o trajektoriach sprzecznych z całą dotychczasową wiedzą o krążeniu ciał niebieskich skutecznie burzyły ich poczucie bezpieczeństwa, przewidywalności świata. Do tego klęski żywiołowe, burze...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta