To nie była honorowa walka
Debata startuje. Aleksander Kwaśniewski mówi, że chciałby być prezydentem, z którego Polacy będą dumni. A Lech Wałęsa komentuje, że to bolszewicko-komunistyczna szczerość. Po debacie Polacy wydają werdykt: 75 do 25 na korzyść postkomunisty.
Tak wygraną w 1990 roku, jak i przegraną w 1995 trafnie przepowiedziała Lechowi Wałęsie żona Danuta: „Jak wygrasz wybory, będziesz prezydentem. A jak przegrasz, to nie będziesz”. Jeśli chodzi o Lecha Wałęsę, sprawdziło się to co do joty w obu wypadkach, chociaż podejrzewam, że może to mieć zastosowanie i do innych polityków.
Pycha kroczy przed upadkiem, miał powiedzieć biblijny Salomon. Hasłem wyborczym Lecha Wałęsy było: „Kandydatów jest wielu, ale Lech Wałęsa tylko jeden”.
I trzeba przyznać, że to też prawda. Na tym jednak kończą się aktywa urzędującego prezydenta. Na początku roku 1995 roku „cieszył się” poparciem przekraczającym pięć procent, a kłopoty z zebraniem wymaganych 100 tysięcy podpisów jego sztab rozwiązał w ten sposób, że masowo mieli wpisywać się żołnierze. Mimo to większość konkurentów pewnie nie byłaby trudna do pokonania. Jacek Kuroń był zwalczany przez własną partię UD, ludowcy podzielili się na tych wspierających Waldemara Pawlaka oraz wspierających Jana Olszewskiego, z kolei Hanny Gronkiewicz-Waltz i Jana Pietrzaka nie wspierał nikt. A Janusz Korwin-Mikke, jak zwykle, szkodził sobie sam. Był jeszcze Leszek Bubel, o którym nic nie napiszę. Lech Wałęsa w takim towarzystwie mógłby myśleć o reelekcji, gdyby nie nabierający wiatru w żagle postkomuniści niedawno...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta