Puścić z dymem przeszłość
„Psy” skończyły właśnie 30 lat. Film Władysława Pasikowskiego oglądamy dziś jak kino historyczne nie tylko dlatego, że opowiada o wydarzeniach z początku 90., transformacji ustrojowej i weryfikacji w służbach. Także dlatego, że losy tego filmu, zwłaszcza jego odbiór społeczny, mówią wiele o polskim społeczeństwie.
20 listopada 1992 roku premierę miały „Psy” Władysława Pasikowskiego. W ciągu dwóch tygodni zobaczyło je 300 tysięcy osób, co było wówczas olbrzymim sukcesem, który zresztą reżyser chciał powtórzyć, kręcąc dwa lata później drugą część.
„Psy” mają trzy warstwy. Pierwszą – sensacyjną. Po drugie, to również historia ubola-wrażliwca, ornamentowana jazzową suitą Michała Lorenca. A także najlepszy film o transformacji ustrojowej i jeden z najlepszych o polskiej historii w ogóle. Również, a może przede wszystkim dlatego, że nigdy nie miał nim być.
On coś wie o tej publiczności
Twórczość Pasikowskiego nie ma w sobie nic z subtelności „Cinema Paradiso” Giuseppe Tornatore, ale to nie mniej wdzięczna historia syna biletera kinowego, zabieranego przez ojca do pracy; chłopaka z Łodzi, który idzie do filmówki i dobrze wie po co. „Nie próbowałem żadnej diagnozy” – mówił w wywiadzie Damianowi Jankowskiemu („Więź”) reżyser i scenarzysta. Władysław Pasikowski na nic się nie silił, nie konstruował składającej się z wielokrotnie złożonych zdań wypowiedzi o Polsce, niczego też nie udawał. Mówił o tym nieraz: chciał zrobić coś nowego – dobre kino policyjne (złośliwi krytycy będą nazywać je „bandyckim”). A będąc biegłym w sztuce rzemieślnikiem, osadził je w rzeczywistości znanej bardzo dobrze zdefiniowanemu wcześniej widzowi....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta