Obojętność w obliczu ludobójstwa jest cechą nieludzką
Neutralność uratowałaby tysiące ludzi po aryjskiej stronie, lecz donosicieli i szmalcowników było więcej niż neutralnych. Rozmowa z Henrykiem Grynbergiem, pisarzem
W okresie okupacji niemieckiej w latach 1942–1944 ukrywał się pan w Radoszynie i okolicach oraz na tzw. aryjskich papierach w Warszawie i na wsi koło Zaręb Kościelnych. Z licznej rodziny Holokaust przeżyli – dzięki pomocy Polaków – tylko pan i matka. Pana ojca Abrama zabił polski chłop, któremu ten oddał na przechowanie dwie krowy. Półtorarocznego brata, wydanego przez polskich sąsiadów, zabili Niemcy na terenie pobliskiego Jadowa. Bardziej w tamtych czasach czuło się strach przed Niemcami czy polskimi sąsiadami?
Stanowczo przed sąsiadami. Potwierdzają to konsekwentnie świadkowie, m.in. w filmie „Miejsce urodzenia”, który opowiada o losach mojej rodziny. Mówią to na usprawiedliwienie, że bojąc się sąsiadów, nie mogli dla nas nic więcej zrobić. Ja im wierzę i tym bardziej podziwiam odwagę tych nielicznych, którzy nam pomagali. Nawet jeśli za pieniądze, a tym bardziej ludzi wyjątkowych – jak pani Taborowa na Pradze czy gospodarze Gryz i Wieczorek w Głęboczycy – którzy ratowali wyłącznie z poczucia ludzkiego obowiązku. Piszę o nich w „Prawdzie nieartystycznej”, a o pani Taborowej w bieżącym „Pamiętniku”, bo złożyłem przez adwokata sprawę w Yad Vashem o przyznanie jej tytułu Sprawiedliwej wśród Narodów Świata.
Tu niezbędne jest wyjaśnienie, że Niemcy nie zapuszczali się na wieś, a tym bardziej do lasu, jeśli ktoś ich nie zapewnił, że...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta