Niech pan tu spojrzy, szefie
Wieść o sprawie się szerzyła. Na Wylie padł blady strach. Pierwotną wiadomość o kobiecie, która palnęła sobie w łeb, szybko zastąpiła wersja mówiąca o kobiecie, którą w jej własnym domu zarąbał siekierą szaleniec.
Każdy, kto w nocy 13 czerwca widział ciało Betty Gore, odruchowo odwracał wzrok. Nawet ci, którzy wiedzieli, co zobaczą za drzwiami pomieszczenia gospodarczego, zaglądali tam tylko na chwilę i czym prędzej zamykali drzwi. Mało kto spoglądał na głowę – widok był zbyt straszliwy – wskutek czego pierwsze domysły na temat sposobu, w jaki zadano śmierć, były sprzeczne i zwykle błędne.
Niewielkie pomieszczenie, jakieś trzy i pół metra na dwa, wydawało się jeszcze mniejsze z powodu stojącej w nim pralki, suszarki, zamrażarki i szafki, w której Betty trzymała zabawki i bibeloty. W jednym jego rogu widać było nowy wózek dla lalek i dziecięcy sedes. Bliżej środka, gdzie przy ścianie stała zamrażarka, były dwie psie miski i zmaltretowana książka z rymowankami Babci Gąski. Książka miała białą okładkę, która w ostrym świetle lampy odcinała się od lśniącego linoleum w kolorze pszenicy, ponieważ była jedną z niewielu rzeczy nieuwalanych krwią.
Krew wcale nie była czerwona, lecz czarna, być może wskutek tego, że zmieszała się z innymi płynami, które wyciekły z głębokich ran. Niewykluczone, bo było jej mnóstwo. Denatka leżała na plecach, z głową przy zamrażarce i nogami wyciągniętymi w głąb pomieszczenia. Kolana miała złączone, jakby zginęła, stojąc na baczność, po czym ostrożnie ją położono. Ubrana była w żółty pulower z krótkimi rękawami, tak nasiąknięty krwią, że...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta