Co nam zasłania Wołyń
Czy nasza proukraińska polityka dziś to kwestia nadzwyczajnej czułostkowości polskich polityków? Albo ich ślepych antyrosyjskich resentymentów? Nie – to kwestia naszego najlepiej pojmowanego interesu narodowego.
Nie milkną echa rocznicy rzezi wołyńskiej. Debata na jej temat wybuchała co roku, ale ta jest szczególna, nie tylko dlatego, że to rocznica 80. Przede wszystkim z powodu rozbudzonych polskich nadziei na jakiś gest Ukrainy i poczucia goryczy, że nie nastąpił.
Przed tygodniem pod wrażeniem zderzenia dwóch równoległych historii szczytu NATO w Wilnie i rocznicy napisałem tekst o cierpliwości procentującej po latach. Chodziło o relacje polsko-litewskie, pełne historycznych i współczesnych urazów, które jednak układają się dziś coraz lepiej, nie tylko na bazie wspólnych celów geopolitycznych. Władze w Wilnie zliberalizowały politykę wobec polskiej mniejszości, zaczęto szukać tego, co łączy, a nie dzieli, we wspólnej historii. Podkreślałem, że problem w stosunkach z Ukrainą jest inny, pęknięcie jawi się jako bardziej dogłębne. Ale szukałem w tym jakiejś nauki.
Wołyń poza mainstreamami
Nawet będąc amatorem wypełniania białych plam w polskiej historii, bardzo długo wiedziałem o rzezi niewiele. Zdarzenie to pojawiało się na stronach polskich opracowań historycznych, także tych najbardziej odważnych i niezależnych, jako niepewnie przywoływana dygresja.
Nie pasowało do żadnej z głównych narracji. Oficjalna historiografia peerelowska kładła nacisk na ludobójstwo...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta