Dziewictwo utracone w Paryżu
100 lat temu polscy piłkarze zadebiutowali na igrzyskach olimpijskich. Skończyło się klęską z Węgrami i powrotem do domu po jednym meczu.
W poniedziałkowe popołudnie, 26 maja 1924 roku położony w 19. dzielnicy Paryża 15-tys. Stade Bergeyre zapełnił się mniej więcej w połowie. Wśród zgromadzonych najgłośniejsza była 500-osobowa grupa kibiców węgierskich.
Sędzia Johannes Mutters zaprosił do siebie kapitanów drużyn. Gładko uczesany, z przedziałkiem nad lewym okiem, szczupły, wysoki Holender miał 25 lat. Zarówno polski napastnik Henryk Reyman, jak i węgierski obrońca Károly Fogl byli od niego starsi. Węgier wygrał losowanie i wybrał stronę boiska tak, by jego zespół grał w pierwszej połowie z wiatrem. Zanim o 17.00 Mutters zagwizdał, zespoły ustawiły się jeszcze do pamiątkowych fotografii. Polacy w białych koszulach z dużych rozmiarów godłem na sercu wydają się radośni, podekscytowani, ale jeśli wpatrzeć się głębiej, z ich twarzy bije niepewność słuszna wobec tego, co ma się wydarzyć.
Ziarnko do ziarnka
Ambicje wyjazdu na igrzyska polskie piłkarstwo miało już w 1920 roku. Wiosną rozpoczęto nawet przygotowania do startu w Antwerpii. Zawodnicy z całego kraju zjeżdżali na treningi do Krakowa, a działacze zaciągali na ten cel zobowiązania finansowe. Za nic miała to jednak bolszewicka Rosja. Gdy nad Skaldą szykowano się do rozpoczęcia do turnieju, nad Wisłą stanęła Armia Czerwona. O wyjeździe sportowców do Belgii nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta