Strzał z kopyt
Strzał z kopyt
FOT. JACEK DOMIŃSKI
Jako premier podobno się zmienił. Tak mówią jego dawni znajomi. W rządowej wirówce i bezustannej pogoni za czasem gdzieś zgubiła się gawędziarska aura, jaką wokół siebie roztaczał. Rozmawiamy w samolocie wracającym z Luksemburga. Była to jedyna okazja dająca pewność, że do rozmowy rzeczywiście dojdzie. W jednym z pierwszych wywiadów, już jako premier, ujawnił: - "Miałem wielkie szczęście, że mój dom rodzinny był bardzo dobrze poukładany i panowała w nim atmosfera wielkiej serdeczności. To jest szczęście, które człowiek nosi w sobie przez całe życie". Nawet wtedy, gdy zostaje premierem.
Skąd pomysł, żeby kupić konie?
- Na początku lat siedemdziesiątych byłem za granicą, na stypendium w Anglii. Widziałem tam ludzi, którzy ten sport uprawiają masowo. To mnie zachęciło, żeby zaraz po powrocie zorganizować grupę ludzi do jazdy konnej. Wtedy uprawianie jazdy konnej było w Polsce trudne. Kupiliśmy dwa konie, trzymaliśmy je we wsi Trachy pod Gliwicami. Trwało to tylko kilka lat, ale wspominam ten okres bardzo dobrze. Z punktu widzenia sportu i rekreacji były to najlepsze lata w moim życiu. Byłem co najmniej raz w tygodniu na świeżym powietrzu.
Jest też drugi, rodzinny trop w mojej sympatii do koni - mam zdjęcie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta