Przypadki konfederaty Leszka Millera

autor zdjęcia: Tomasz Bidermann/Shutterstock

źródło: Rzeczpospolita

Leszek Miller karierę polityczną zaczynał w PRL jako szeregowy działacz PZPR. Był ostatnim szefem tej partii. Po 1989 r. był posłem, szefem polskiego rządu, eurodeputowanym

Czy obecne prorosyjskie i antyukraińskie wypowiedzi Leszka Millera wynikają z zawiłości jego politycznych losów i są odreagowaniem? A może wynikają one z tego, że były premier zawsze miał poglądy na Ukrainę zbliżone do Janusza Korwin-Mikkego czy Grzegorza Brauna?

To wynika z zawodu Donaldem Tuskiem”, „to kwestia rodzinna”, „on po prostu zawsze taki był” – zachodzą w głowę nasi rozmówcy, osoby dobrze znające Leszka Millera, gdy pytamy, dlaczego były premier sam siebie nazwał „ruską onucą”.

Ta wypowiedź padła na początku grudnia w wideokanale tygodnika „Do Rzeczy”, w którym były premier był gościem Piotra Szlachtowicza, skrajnie prawicowego publicysty, znanego z kwestionowania pandemii Covid-19. Leszek Miller mówił, że Polska zapłaci za „krótkowzroczność i lenistwo intelektualne” odnośnie do Ukrainy i powinna nastawiać się na inne warianty niż tylko przegrana Rosji. – Nawiasem mówiąc, ja uważam, że lepiej być ruską onucą niż banderowskim pampersem – dodał Miller.

– Gdy były premier użył tego określenia, poczułem ulgę. Bo oznacza to, że gdybym ja go tak nazwał, nie mógłby mnie już pozwać – mówi Marcin Rey, analityk wpływów rosyjskich, były autor bloga „Rosyjska V kolumna w Polsce”. – Bo jeśli chodzi o stosunek do Ukrainy, Leszek Miller gra obecnie w tej samej orkiestrze, co ludzie z szeroko rozumianego środowiska Konfederacji: Grzegorz Braun, Włodzimierz Skalik, Konrad Berkowicz czy Janusz Korwin-Mikke – dodaje.

Przykłady? Leszek Miller już wcześniej użył określenia „ruska onuca”, tyle że... pod adresem prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. – Człowiek, który sączy rosyjską propagandę i mówi, że Polska...