Trzy modlitwy
Młoda proza
Trzy modlitwy
DARIUSZ MARKIEWICZ
I. Paolo
To była późna jesień 1907 roku. Ocean. Zimno i wiatr. Na statku opiekowało się mną jakieś małżeństwo z Neapolu. Głodowaliśmy. Wielu umarło, nim dotarliśmy do Nowego Jorku. Do tej wyśnionej Nowej Nadziei. Choć to było tak dawno temu, wystarczy, bym zamknął oczy, a znów widzę rozkołysaną Statuę.
Ja, Paolo Simoni. Sycylijczyk. Jutro skończę 98 lat.
Przypłynąłem do Ameryki, do stryja Luigiego. Wysłali mnie sąsiedzi, po tym, jak zbiry Rizziego zamordowały moją matkę i ojca. Stryjek był moim ostatnim krewnym. Prowadził w Małej Italii zakład fryzjerski. Stary kawaler-elegant. Troszeczkę pijak, troszeczkę dziwkarz. Dał dach nad głową, do ręki fach, a gdy byłem żonaty i dzieciaty, przepisał na mnie firmę, która już wtedy była dużą firmą. Przez te wszystkie lata uderzył mnie tylko raz, gdy wbrew jego woli zaciągnąłem się do wojska. Na szczęście nie brałem udziału w żadnych wojnach. Wróciłem do domu cały i zdrowy. Co za szczęście. To było szczęście.
Latem, gdy było ciepło, lubiłem sypiać na dachu. Podkradałem wino z piwniczki stryja, rozkładałem koc. Podsłuchiwałem błogie i głośne sny nowojorczyków. Często myślałem o moich rodzicach. Matczyny różaniec -- to jedyna pamiątka, jaka mi po nich została. Mój największy skarb. Prosiłem...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)