Podróże na Stawisko
Podróże na Stawisko
PIOTR MITZNER
Najpierw było przerażenie. Rodzice zabrali mnie do wielkiego domu w wielkim dzikim ogrodzie. Wewnątrz było mroczno. Przy drzwiach stał wypchany niedźwiedź w pozie lokaja, trzymający w łapach tacę na wizytówki. W środku kłębili się jacyś ludzie. W połowie schodów wiodących na piętro niepotrzebnie uniosłem głowę. To, co zobaczyłem, wywołało mój krzyk i płacz. Ani kroku dalej. U szczytu schodów wśród innych trofeów myśliwskich wisiał wypchany łeb dzika z rozwartym pyskiem. Miałem wtedy pięć lat.
Dom, w którym mieszkaliśmy, i Stawisko znajdują się na przeciwległych krańcach Podkowy Leśnej. Piechotą to niemal pięć kilometrów a więc wielka wyprawa, zwłaszcza dla tak niechętnych piechurów jak moi rodzice. Iwaszkiewiczowie mieli samochód i szofera Szymka, który czasami przywoził ich do nas. Sam też się pojawiał - z bańkami i czajnikami po wodę, ponoć lepszą niż na Stawisku.
Mama moja, urodzona w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta