Logika małyszomanii
JAN KRZYSZTOF BIELECKI
Logika małyszomanii
Wydawałoby się, że małyszomania to popularne i zdrowe zjawisko. Tak jak sam Małysz. Wszyscy go znają i podziwiają, stawiają za wzór, chcą sobie zrobić z nim zdjęcie. Wszyscy cieszą się z jego sukcesów, z wygranych i z tego, że jest najlepszy. Kiedy zajmuje drugie miejsce, wielu twierdzi, że należało się pierwsze. Na zawodach są tłumy. Publiczność w Zakopanem zachowuje się wzorowo. Nie ma drutów, barierek, policji, tysięcy ochroniarzy. Brytyjski komentator z Eurosportu nie wytrzymuje i mówi: no, ale lada moment tłum wejdzie na środek, nie wytrzyma w swoim entuzjazmie na miejscu. Ale nie, nic podobnego się nie dzieje, kibice okazują się zdyscyplinowani. Te komplementy brytyjski komentator mówi o nas, o Polakach!
Ktoś mógłby sądzić, że tacy jesteśmy na co dzień: zdyscyplinowani i uwielbiający sukces. Ale przecież w życiu codziennym jesteśmy wyznawcami filozofii "psa ogrodnika", czyli sam nie zje i drugiemu nie da. Zasady, której nikt na zachodzie nie rozumie, no bo z czego się cieszyć, gdy wszyscy tracą?! To dla Anglosasów dobre jest...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta