Ofiara policyjnych rozgrywek
Ofiara policyjnych rozgrywek
Czy Marek M., dyrektor jednego ze szczecińskich banków został niesłusznie oskarżony o łapownictwo? Dlaczego spędził dwa miesiące w areszcie, a po półtorarocznym śledztwie zarzuty przeciw niemu umorzono? Jaka była prawdziwa rola policjantów w tym pełnym dziwnych zbiegów okoliczności postępowaniu?
To na razie pytania, na które brak jednoznacznych odpowiedzi. Śledztwo przeciw Markowi M., byłemu dyrektorowi jednego z oddziałów Pekao SA, trwało półtora roku. Został zatrzymany przez policję pod zarzutem łapówkarstwa i udzielania kredytów na podstawie fałszywych zaświadczeń. Szybko okazało się jednak, że zarzut łapówkarstwa upadł. Po roku odrzucono kolejny zarzut.
W prokuraturze mówią, że Marek M. padł ofiarą policyjnych rozgrywek. Prokuratura próbowała wyjaśnić rolę policji w całej sprawie. Otrzymała nawet zgodę MSWiA na odtajnienie akt operacyjnych. Niewiele jednak udało się osiągnąć.
A co mówią w policji?
- Szkoda że tak się skończyło, była okazja, by oczyścić szeregi z korupcji - komentuje jeden ze znających całą sprawę policjantów.
A Marek M.? Dzisiaj pracuje we własnej firmie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta